Dlaczego warto, żeby dziecko się nudziło

Dlaczego warto, żeby dziecko się nudziło

Mała Leosia opowiada z zachwytem, że cieszy się żyjąc w XXI wieku. „Jakie wy mieliście nudne dzieciństwo! W telewizji tylko dobranocka, może czasem jakiś film dla dzieci i nic więcej!”. Leosia mówi to przerzucając wzrok między bajką lecącą na dużym ekranie i grą na smartfonie. Wypytana, czy rzeczywiście nigdy się nie nudzi przyznaje: „Eee, w sumie to wszystkie te bajki już widziałam kilka razy, no ale lepsze to niż nic nie robić”.

Zabrzmię może jak typowa stara zgreda, marudząca na współczesną młodzież, jednak moje dzieciństwo wspominam naprawdę dobrze. Nie chodzi o to, że nigdy się nie nudziłam. Zdarzało mi się nudzić na potęgę, jednak jednym z podstawowych rezultatów tej nudy było rozbudowanie kreatywności. Potrafiliśmy robić wyprawę na budowę drogi by ukradkiem wyciągać ze stosów gruzu niepołamane mini kafelki ceramiczne, udając że to zuchwała kradzież piratów (realizm tego doświadczenia podnosiły krzyki i pościg budowlańców, którzy przyłapali nas na „szabrowaniu”), szukając spełniającej życzenia czterolistnej koniczyny, czy robiąc wyścigi „misi patysi” podpatrzone w Kubusiu Puchatku.  Dziś największym wyzwaniem wychowawczym wydają się straszliwe słowa dziecka: „Mamo, nudzę się”.

Czujemy presję, wydaje się, że jesteśmy odpowiedzialni za to, by nasze dzieci zawsze miały jakieś zajęcie i nigdy się nie nudziły. Jednak, wręcz przeciwnie do oczekiwań nuda, ta przestrzeń gdy umysł człowieka błądzi pozornie bez celu i bez zajęcia jest nie tylko korzystna, lecz jest wręcz nam niezbędna. Dziennikarka Manoush Zomorod opisuje korzyści z nudzenia się w  książce:  „Bored and Brilliant: How Spacing Out Can Unlock Your Most Productive and Creative Self”. „Znudzony i błyskotliwy – jak zagapienie się może uwolnić  twą produktywność i kreatywność”.

Gdy nudzimy się, w mózgu włącza się obwód, który można nazwać „jałowym przebiegiem”. Choć ciało działa na autopilocie (pani Manoush  odkryła to ziuziając godzinami swoje malutkie dziecko) mózg wbrew pozorom działa na pełnych obrotach. Gdy pozwalamy umysłowi błądzić, mózg zaczyna łączyć pozornie niezwiązane ze sobą fakty i skojarzenia, może się znienacka okazać, że niejako przypadkiem rozwiązaliśmy jakiś problem. Współcześnie, nadużywając technologii pozbawiamy się właśnie tych momentów zawieszenia, swobodnego błądzenia myślami. Wydawałoby się, że gdy przerzucamy uwagę z jednego medium na drugie (na przykład jak Leosia z ekranu telewizora na smartfon), umysł podobnie błądzi od jednej myśli do innej, jednak to zupełnie inny mechanizm niż przy marzeniach na jawie.  Szybko zmieniające się na ekranie sceny wymuszają na mózgu przerzucenie uwagi z jednego bodźca na inny. W swobodnych rozmyślaniach skojarzenia pojawiają się z impulsu wewnętrznego, są wynikiem tego „jałowego przebiegu”, sposobu w jaki mozg stara się uporządkować już posiadane dane.

Nudź się, by wyzwolić swą błyskotliwość!

Manoush Zomorod wymyśliła wyzwanie, o nazwie: „znudzony i błyskotliwy”, w którym wzięło udział kilku tysięcy ludzi. Z początku zainstalowali oni na swoich smartfonach specjalne aplikacje śledzące czas spędzany na telefonie. Wyzwaniem było ograniczenie tego w ciągu jednego tygodnia do absolutnego minimum.

Na początku wyzwania grupa miała średnią (i tak niewielką) 2 godziny dziennie z telefonem i około 60-krotne sprawdzanie powiadomień w ciągu dnia.  Potem nastąpiło wyzwanie właściwe, czyli cały tydzień z coraz bardziej radykalnymi zadaniami w kolejnych dniach (np. odinstalowanie najbardziej zjadającej czas aplikacji z telefonu, zadanie przy którym część ludzi płakała jak przy stracie bliskiej osoby). W pierwszym dniu zadanie polegało po prostu na włożeniu smartfona do kieszeni, tak by nie mieć go w ręce czy pod ręką i choć trochę utrudnić sobie  sięganie poń. Okazało się, że już to proste utrudnienie pobudziło wyobraźnię. Jedna z uczestniczek opisywała, że wchodząc do metra zawsze miała smartfon w ręce i spędzała czas w oczekiwaniu na  pociąg przeglądając media społecznosciowe. Tym razem zeszła po schodach na dół, a potem pomyślała, że to w sumie całkiem niezłe ćwiczenie fizyczne. A zatem znów weszła po schodach i znów weszła i tak dziesięć razy, zamiast sterczeć na peronie z wzrokiem utkwionym w smartfonie.  Okazało się, że tygodniowe wyzwanie pozwoliło z jednej strony docelowo zmniejszyć czas, który jego uczestnicy spędzali korzystając z elektroniki, z drugiej poprawić zdolność rozwiązywania problemów.

Korzyści nudy dla dzieci

„Dzieci potrzebują usiąść, znudzone światem po to, by wyciszyły się na tyle, by usłyszeć samych siebie”, mówi dr Vanessa Lapointe, psycholog. Zwraca ona uwagę, że dopiero gdy na zewnątrz nic się nie dzieje, zaczyna ożywać nasze życie wewnętrzne. Zamiast tłumić je, zagłuszać, otępiać nieustanną stymulacją dostarczaną przez ekrany, zajęcia, rozrywkę pozwólmy dziecku pomyśleć. Lapointe radzi, by następnym razem, gdy dziecko przyjdzie ze skargą: „Mamo, nudzę się” odpowiedzieć z uśmiechem: „Uwielbiam nudzenie się” i sprawdzić, co się stanie (chowając jednocześnie elektronikę).

Jak to może się skończyć? Część dzieci wchodzi w tym momencie w zachowania, o których wiedzą, że będą irytować rodziców. Na przykład siadają obok mamy, regularnie kopiąc w krzesło.  W takiej sytuacji można zaproponować konkretne zadanie do wykonania, np. omiecenie domu z kurzu, umycie podłogi. Nic tak nie pobudza kreatywności jak wizja prac domowych. A być może wynudzone dziecko zdecyduje się jednak posprzątać (podwójna korzyść). Co ciekawe, jak podkreślają specjaliści od nudy – gdy wykonujemy proste, nie wymagające namysłu prace fizyczne, wręcz ułatwia to kreatywne błądzenie myślami. Oznacza to, że po zakończeniu wykonywania jakiegoś działania czysto fizycznego, dziecku zrodzi się w głowie pomysł – co robić dalej.

Długofalowym wynikiem nudy jest zwiększona motywacja. Wiele dzieci twierdzi, że nie ma żadnego hobby, nic ich nie interesuje. Po części to skutek bycia non stop zabawianym. Dopiero gdy brakuje rozrywki na zawołanie dostarczanej z zewnątrz, pojawiają się pomysły na hobby lub nawet pasje.

Jak podejść do wyzwania?

Pomóż dziecku zacząć patrzeć na momenty bez niczego do roboty jak na wyzwanie, nie deficyt. Zapewnij, by w  otoczeniu było sporo inspirujących zasobów. Daj pozwolenie, by dziecko nabałaganiło, pogódź się z tym, że niektóre rzeczy zostaną zużyte czy zniszczone, jednak wskaż, z czego dziecko może korzystać. Lepiej, by lalki uzyskały nowe wystroje wykrojone ze zbyt małej sukienki z wypaloną dziurą od żelazka, niż z  świeżo kupionej modnej marynarki.

Materiały, farby, pędzle, glina, patyki, deski, książki z propozycjami inspirujących zabaw kreatywnych, kamyki, kreda, a dla starszych też narzędzia, deski, gwoździe, bejce, instrukcje budowania, maszyna do szycia  – to wszystko powinno być łatwo dostępne.

Jeżeli zupełnie brakuje dziecku pomysłów, pozwól wykorzystać Internet do poszukania instrukcji – czasem wystarczy ogólny pomysł (nawet tak ogólny jak „ozdoba z czarnego kartonu, sznurka i piórek”) by uzyskać bardzo ciekawe pomysły własnoręcznie wykonanych dzieł sztuki użytkowej.

Chwal za podejmowane próby, zachęcaj do wytrwałości. Możesz opowiedzieć historię pewnego eksperymentu, w którym dwie grupy uczestników zaproszono do tworzenia wazoników z gliny. Jedna grupa otrzymała instrukcję, by zrobić tych wazoników jak najwięcej, druga – by zrobić jak najładniejszy wazonik. Na koniec dzieła były oceniane przez ekspertów, którzy nie wiedzieli kto był autorem wazonika. Okazało się, że najwyżej zostały ocenione wazoniki z grupy, której zadaniem było zrobić ich jak najwięcej. Tworząc kolejne wyroby, uczestnicy eksperymentu nabierali wprawy. Oznacza to, że pierwsze próby mogą być kiepskie i mają prawo być kiepskie. Dopiero gdy nie poddajemy się zaczynamy być coraz lepsi w tym co robimy.